czwartek, 12 września 2013

Dziennik Bridget Jones (Helen Fielding) recenzja - książka, która leczy z depresji i kompleksów



Rok wydania: 1999
Liczba stron: 236
Kategoria: humor, chic lit (tak podają niektóre źródła, osobiście nie nazwałabym tej książki tak, jest to po prostu komedia)

Moja ocena: 6/6


Cudowna książka. Każda kobieta powinna ją przeczytać. Choćby dlatego, by uzmysłowić sobie, że jej czasami niedoskonałe zachowania, typu uporczywe niezdecydowanie, huśtawka nastrojów, niezadowolenie z wyglądu, walka z nałogami i związana z nimi przypadłość "zaczynam od jutra" są całkowicie normalne. Po przeczytaniu łapiesz się na tym, że zachowujesz się dokładnie tak samo jak bohaterka. Panom polecam choćby po to, by dowiedzieć się co siedzi w głowach ich "skomplikowanych" dziewczyn. Wszystko podane w sposób jaki uwielbiam, czyli z błyskotliwym humorem i językiem potocznym. Tak jak tytuł wskazuje, jest to dziennik, w związku z czym nie ma tu żadnych opisów narratorskich czy kilku perspektyw. Jest to zapis rzeczywistości widziany oczami Bridget - niezdarnej, pechowej, marudnej, niekonsekwentnej i uroczej istoty. Niektóre jej spostrzeżenia są tak trafne, że trudno się z nimi nie zgodzić. Nie zdradzę więcej szczegółów, bo ich samodzielne odkrywanie sprawi większą przyjemność.

Jest to jedyna oprócz "Dumy i uprzedzenia" książka, którą "przeczytałam" cztery razy. Po angielsku, po polsku i jako audiobooki w obu językach. Nie bez powodu porównuje się ją do dzieła Jane Austen. Znam ją prawie na pamięć, może dlatego, że trochę utożsamiam się z Bridget. Za każdym razem gdy do niej wracam zalewam się łzami ze śmiechu. W autobusie wygląda to co najmniej dziwnie. Ale też wzruszam się. Beznadziejne niekiedy sytuacje, w których znajduje się bohaterka wywołują uczucie politowania i współczucie. Tak szeroki wachlarz emocji przeżywanych w trakcie czytania gwarantuje świetną zabawę.

Niestety nie wymienię żadnych wad, ponieważ ich nie widzę. Może jakieś są, ale ja ich nie widzę. Jak dla mnie, ta książka jest idealna. Śmiem twierdzić nawet, że jeśli komuś po przeczytaniu się nie podoba, jest strasznym ponurakiem i nudziarzem. Ale to tylko moja opinia.

Bridget Jones's Diary - czyli wersja po angielsku


Polska wersja językowa jest świetna. Tłumacz odwalił dobrą robotę. Niemniej, polecam zapoznanie się z oryginałem. Bądź co bądź, jest o niebo lepszy. Wszystkie sytuacje wydają się jeszcze bardziej naturalne i realistyczne. Co ciekawe czyta się zupełnie inaczej niż polską wersję. Nie tylko ze względu na zręczne posługiwanie się językiem przez autorkę (jest to dokładnie to co miała na myśli), ale też ze względu na typowo brytyjski zapis tekstu, czcionki, jednostki, nazwy własne, humor sytuacyjny dostosowany do realiów bohaterki. Nie zmienia to faktu, że polski odpowiednik jest naprawdę udany.

Audiobook


Jeśli chodzi o audiobooki, to angielski tradycyjnie wygrywa. Głos lektorki pasuje do temperamentu bohaterki i poczucia humoru autorki. Słucha się tego wyśmienicie, tak, jakby oglądało się komedię w TV. 

W przypadku polskiego audiobooka, jestem bardzo rozczarowana. Myślałam, że wrażeń jakie wywołuje książka nic nie zepsuje. A jednak. Da się. Dorota Segda nie powinna czytać audiobooków. Żadnych. Tym bardziej tych z kategorii humor. Kompletnie nie potrafi wczuć się położenie postaci. Jej na siłę poprawna dykcja denerwuje okropnie, przy tym wydaje się, że brakuje jej poczucia humoru. Już lepiej brzmiało by to przeczytane przez IVONĘ - symulator mowy. Po kilku rozdziałach idzie się do jej sztywnego stylu jakoś przyzwyczaić, tak czy siak, psuje on całą przyjemność.

Po przeczytaniu książki koniecznie obejrzyj film z Renee Zellweger. Wspaniała adaptacja, dorównująca książce (niektórzy mówią, że nawet lepsza), którą również zdarzyło mi się widzieć już kilka razy.

Bezapelacyjny must-read!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz